sobota, 10 września 2011

Przynieś owoc!


Czasem ciężko nam ocenić czy to czego się podejmujemy bądź nowa relacja w którą wchodzimy jest dla nas dobra. Kiedyś właśnie w takim trudnym czasie Przyjaciółka przypomniała mi jedno z lepszych kryteriów rozeznawania. Było ono wtedy dla mnie wielkim odkryciem i pomocą. 


"Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo (...)" Łk 6, 44



A Ty jaki wydajesz owoc? Czy to co aktualnie robisz pozwala Ci wzrastać, stawać się lepszym człowiekiem? Jak reagują Twoi bliscy? Czy jest w Tobie więcej dobra, czy może więcej złości i apatii?





Daj czasowi czas. Bądź uważny i czujny. Obserwuj jaki owoc w Tobie dojrzewa. Oby zawsze był to dobry owoc... :)


Pamiętasz co powiedział Jezus?

"Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał".  
J 15, 16



piątek, 9 września 2011

Nie ma przypadków!


"Przypadki są tylko w gramatyce, nie w życiu!"- jedna z moich ulubionych życiowych mądrości ;)

Głównie myślę tu dziś o ludziach. (Panie M., Ciebie pozdrawiam tu szczególnie! :)) Myślę o tym w jak niesamowity i zaskakujący sposób nie raz pojawiają się w naszym życiu. Tak, sama sobie zazdroszczę tego jak cudownych ludzi mam wokół siebie. To tak jakby Pan Bóg stawiał na różnych etapach naszego życia Aniołów, którzy pomogą cało przejść przeróżne sytuacje, pokażą i uświadomią pewne rzeczy, doradzą, wesprą, przytulą, wskażą drogę... Zawsze mnie to zadziwia.

Masz takich Aniołów obok siebie? Nie zapomnij być za nich wdzięczny...


A tak patrzy na to ksiądz Twardowski.

"Kiedy Bóg łączy?

Najczęściej w chwilach zupełnie niepozornych i dla nas nieuchwytnych. Mówimy nieraz o przypadkowych spotkaniach. Jak często niby przypadkowe spotkania kończą się przed ołtarzem lub znajomością na całe życie.

Kto łączy ludzi? Czy tylko Bóg? Dlaczego ich łączy?

Spotkani przypadkowo mają coś do spełnienia w życiu, mają coś razem doświadczyć, ale po to tylko, aby zbliżyć się do Boga. On jest celem każdego spotkania. Nawet najbardziej ukochany człowiek nie może odłączyć nas od Boga.

Chociaż tylu jest ludzi dookoła nas, chociaż jedni odtrącają nas od siebie, a drudzy chą nas sobie przywłaszczyć, to właściwie Bóg, łącząc nas z innymi, chce nas połączyć z samym sobą. Bóg łączy nas z Bogiem poprzez każdą znajmość. Łączy poprzez radość współżycia, albo poprzez trud tego spotkania.

Jeśli przyjaźnimy się z kimś, jeżeli kogoś kochamy, zaraz zapytajmy siebie, czy poprzez tę znajomość, poprzez tę przyjaźń, przede wszystkim łączymy się z Bogiem? Czy spełniamy to powołanie, jakie Bóg nam zesłał?"

.

sobota, 3 września 2011

Świętość to nie Gubałówka


Tęsknię za górami. Brakuje mi na co dzień tej przestrzeni, poczucia wolności, mistyki i majestatu, które w sobie skrywają. Za bł. Piotrem Frassatti napiszę: "Dziękuję Ci Boże, że dałeś mi poznać góry. Dziękuję Wam góry, że dałyście mi poznać Boga!"


fot. P. Antczak


W górach bliżej do nieba. To właśnie one szczególnie mocno przypominają dokąd mamy zmierzać - do wzniesień świętości...

Natknęłam się dziś na piękny fragment.

"Świętość to nie Mount Everest, dostępny tylko dla ludzi nielicznych, wyjątkowych i profesjonalnie przygotowanych. Rzecz jasna, świętość to także nie Gubałówka, gdzie każdy może wejść bez większego wysiłku czy nawet wygodnie wjechać kolejką linową. Jeśli szukać górskiego porównania - najbliższą analogią byłoby nie wdrapanie się na jeden szczyt, ale długa, czasem ryzykowna wędrówka tatrzańskim szlakiem. Na ten szlak każdy może wejść - nie ma zakazu, góry wręcz zapraszają i przyciągają - choć nie każdemu się udaje. Żeby się powiodło trzeba trenować i być dobrze przygotowanym, ale nie jest to nadludzki wysiłek. Należy po prostu zabrać ze sobą rzeczy niezbędne w trakcie wędrówki mieć świadomość pułapek i niebezpieczeństw oraz konsekwetnie dążyć do przodu mimo zmęczenia. Przede wszystkim zaś jeśli idzie się razem w góry trzeba umieć ze sobą współpracować, trzeba myśleć nie tylko o sobie, lecz o powodzeniu wspólnego przedsięwzięcia."

Zbigniew Nosowski

Nie bój się świętości.

piątek, 2 września 2011

Lek na słabnącą wiarę


"Człowiek mądry czuwa, sam z mądrości korzysta i innym jej udziela" mówi Księga Przysłów. Warto czerpać z mądrości Mistrzów, którzy byli przed nami.  Mnie ostatnimi dniami zachwycają C.S. Lewis i J.R.R. Tolkien. Dwa zaprzyjaźnione tęgie umysły. Polecam zapoznać się z ich biografiami!




Wpadł mi dziś do ręki fragment listu Tolkiena do jego syna, Michaela. Muszę się nim podzielić... :)

„Najdroższy M! (...) Nie da się utrzymać religii bez Kościoła i duchowieństwa, a to oznacza zawodowców: księży i biskupów – a także zakonników. Cenne wino musi (na tym świecie) mieć butelkę albo jakiś jej mniej wartościowy substytut. Jeśli chodzi o mnie, to staję się raczej mniej niż bardziej cyniczny – pamiętając o własnych grzechach i szaleństwach; zdaję sobie też sprawę, że ludzkie serca nie są tak często złe jak ich czyny, a bardzo rzadko tak złe, jak ich słowa. (…) Jedynym lekiem na słabnącą wiarę jest komunia. Dla mnie ten Kościół, którego uznaną głową na ziemi jest papież, ma najwyższą zasługę w tym, że zawsze bronił (i wciąż to robi) Przenajświętszego Sakramentu, oddaje mu wielką cześć i umieszcza go (co wyraźnie było intencją Chrystusa) na głównym miejscu."

(List do Michaela Tolkiena, Sandfield Road 76, Headington, Oksford, 1 listopada 1963).