Modlitwa, post, jałmużna… Szczególnie mocno przypominamy
sobie o nich w Wielkim Poście. To takie małe drogowskazy, które mają nam pomóc dojść w wielkanocny poranek do pustego grobu Pańskiego, żeby tam zaśpiewać „alleluja!”.
O co jednak tak naprawdę chodzi w tym wielkopostnym trio? Czy nagle mam odmawiać trzy
różańce dziennie, co piątek jeść tylko chleb i pić wodę, a połowę pensji oddać
na „Caritas”? Może i tak… Ale sens jest ukryty głębiej… Te trzy: modlitwę, post
i jałmużnę łączy…. miłość.
Modlę się, by bardziej okazać swoją miłość do Boga.
Poszczę, bo z miłości chcę złączyć się z Chrystusem
w kalwaryjskiej męce.
Oddaję swój czas, siebie, pieniądze, ponieważ chcę być
wrażliwsza na drugiego, który jest obok mnie. Chcę go mocniej kochać.
Nie zapędźmy się w tym wszystkim. W Wielkim Poście nie chodzi o rozdzieranie
szat i przybieranie posępnej miny. Mamy po prostu mocniej kochać. Gdy kochamy
nasze oczy są jaśniejsze, radośniejsze. Łatwiej wtedy będzie dostrzec
zmartwychwstałego Jezusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz