Jest pewien fragment w Piśmie Świętym, który jest niezawodnym miernikiem nawrócenia.
"Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry; ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do niego nie wchodzą! Będzie to bowiem czas pomsty, aby się spełniło wszystko, co jest napisane. Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni! Będzie bowiem wielki ucisk na ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich zapędzą w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą. Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie".
Łk 21, 20-26
Czytając go zazwyczaj czuję lęk, obawę, a w głowie pojawia się mnóstwo pytań... Ale dlaczego? Przecież to Słowo mówi o spotkaniu z Miłością, o realizacji Bożego Królestwa, o naszym powołaniu! Ksiądz Pawlukiewicz powiedział, że chrześcijanin powinien skakać jak osioł ze "Shreka" i krzyczeć "Ja, Panie, ja! Weź mnie!". Otóż to. Ten fragment jest jak papierek lakmusowy. Czytając go widzimy w jakim stopniu nasze serce jest nawrócone. Co czujesz - lęk czy radość ze wyczekiwanego spotkania z Bogiem Ojcem...?